Zdarzyło Ci się kupić za dużo pomidorów, które potem zapomniane zalegały w lodówce? Brzmi znajomo, prawda? U mnie tak jest dość często, choć zwykle wtedy przygotowuję na szybko zupę z pomidorów.
Tym razem miałam jednak za mało warzyw, a nie chciałam doprowadzić do sytuacji, w której za kilka dni wyrzuciłabym warzywa. Więc przygotowałam błyskawiczny ketchup zero waste! Trafiły do niego oczywiście przejrzałe pomidory oraz te przyprawy, które miałam pod ręką.
Na przygotowania poświęciłam dosłownie kilka minut wieczorem, potem już sos się gotował bez mojego udziału, a ja mogłam spokojnie poczytać z myślą, że po raz kolejny udało mi się nie zmarnować jedzenia, co od jakiegoś czasu jest u mnie celem nadrzędnym – kiedyś niestety często zdarzało mi się coś wyrzucać, teraz mam większy szacunek do jedzenia. A Ty?
Składniki
- 6 pomidorów
- 1/2 łyżeczki soli
- 1/2 łyżeczki chilli
- 1,5 łyżeczki oregano
- 1 łyżeczka bazylii
- 1 łyżeczka czosnku niedźwiedziego
- 1 ząbek czosnku
- 1 łyżeczka ksylitolu
- 1 łyżka sosu worcester (może być sojowy)
Przygotowanie
- Pomidory natnij w krzyżyk, zalej wrzątkiem. Po chwili obierz je ze skórki i przełóż do garnka. Rozdrabniaj je przy pomocy ugniatacza do ziemniaków lub… ręki.
- Gotuj pomidory pod przykrywką na wolnym ogniu przez ok. 10 min.
- Dodaj wszystkie przyprawy, gotuj sos ok. 30 min bez przykrycia.
- Gdy ketchup ostygnie, zmiksuj go na gładką masę i przełóż do słoiczka.
Jak nie marnować jedzenia?
Na koniec będzie trochę o tym, jak nie marnować jedzenia. Ten ketchup jest tylko jednym z przykładów na to, że każdy produkt można wykorzystać. Ale ja mam dla Ciebie jeszcze kilka trików.
Przede wszystkim raz w tygodniu robię dokładny przegląd lodówki. Wtedy orientuje się, czego nie wykorzystałam i jeśli ma to szansę przeżyć jeszcze kilka dni, to tak planuje posiłki od poniedziałku, aby je wykorzystać.
Warzywom, które wyglądają już niemrawo, można nadać drugie życie podczas pieczenia. Z marchewki, pietruszki czy buraka warto przygotować frytki. Albo zrobić wielowarzywną zupę krem – do tego wystarczy dodać bulion (ja zawsze mrożę).
I w ten oto sposób przechodzimy do kolejnego punktu – mrożenie. Tylko żebyśmy się dobrze zrozumieli – nie można mrozić nadpsutych, przejrzałych warzyw i owoców. Ja sobie z tym radzę w ten sposób, że jak wiem, że wykorzystam np. tylko pół kalafiora, to drugie od razu ląduje w zamrażarce.
Mrozić można też gotowe dania – u mnie jest to nagminnie ciasto na wege burgery, którego zawsze wyjdzie mi za dużo. Ale dzięki temu mam praktycznie gotowy posiłek na następne dni.
Natomiast z dystansem podchodzę do koncepcji zero waste, które zakładają wykorzystanie obierek z ziemniaków i innych warzyw czy liści rzodkiewki. Jeśli mam akurat ekologiczne warzywa, a nie będę ukrywać, że ze względu na ich cenę nie kupuję ich na co dzień, to staram się zużyć wszystko, co się da. Jednak w przypadku sklepowych warzyw – no cóż, zwykle są one spryskiwane różnymi środkami ochrony roślin, które gromadzą się na skórce czy na tak delikatnych częściach jak liście. Dlatego staram się nie popadać ze skrajności w skrajność.
You must be logged in to post a comment.